Pamiętam jak nad horyzontem palił się świat, a w klatce piersiowej moje serce. Czerwcowy zachód słońca nad Wisłą był wtedy jak kpina, splunięcie w twarz. Autobus, który zawoził mnie do domu, okazywał się jednak zawsze kołem ratunkowym.
Wisła nierzadko bywała świadkiem moich porażek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz