Pamiętam jak oglądanie gonitw było w standardowym pakiecie weekendowym. Tata wpierw pokazywał mi uczestniczące w wyścigu konie i kazał wybierać najładniejsze. Lubiłam te złoto-brązowe i szare w plamki - oczywiście fachowe określenia typu "kary", "gniady" lub "wroni" niewiele mi mówiły.
Jeszcze zanim Służewieckie Wyścigi zbankrutowały do bólu, za wstęp na gonitwy nie trzeba było płacić 5 zł, a na VIP-owską trybunę mogłam wejść, gdy tata zamienił tylko słowo z ochroniarzem. Przez zbity tłum przebijaliśmy się w stronę barierek, aby obserwować efektowny finał wyścigu. Przecież córeczka tatusia musiała zobaczyć czy jej złoto-brązowy koń wygrał.
2010/10/31
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gęsto od nostalgii. Aż zatyka. Świetna opowieść (nie wiem czy wspomnienie) i świetne zdjęcie.
OdpowiedzUsuńTak, na blogu są same wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńJa wiem. Chodziło mi o to, że nie wiem czy to wspomnienie jest dobre czy złe :)
OdpowiedzUsuńAh, już rozumiem. :) Wspomnienia związane z moim ojcem, chociaż obiektywnie pozytywne, zawsze z mojej strony mają jakąś dokuczliwą drzazgę. Ale o nim będzie jeszcze dużo, dużo na blogu.
OdpowiedzUsuńprzypadkiem znalazłam twojego blogspota i strasznie mi się on spodobał.
OdpowiedzUsuńwspaniale łączysz wspomnienia ze zdjęciami. urzekły mnie zarówno analogowe (choć może nie tylko) perełki jak i nostalgiczny sposób pisania.
miałam się wcześniej zebrać i coś konstruktywnego napisać, ale cóż, bywa i tak.
Dzięki bardzo :) Powtórzę się, że nigdy nie spodziewałam się zainteresowania takimi zakurzonymi, mało istotnymi dla innych klatkami. Ale wypowiedzi takie jak Twoja są świadectwem na to, że jest więcej nieobojętnych ludzi, niż myślałam :)
OdpowiedzUsuńPs. tak, tylko analogi :)
Pozdrawiam