Pamiętam jak tata przyniósł mi kota. Pies był zazdrosny o nowego ulubieńca domowników, kot zaś pogardzał, mruczał i bardzo mnie intrygował. Do tamtej pory nie zdawałam sobie sprawy, że przyjemnie jest posiadać takiego kota. Ojciec nazwał go Pinda, dając tym samym żywe świadectwo swojego specyficznego poczucia humoru.
Po tygodniu tata zabrał Pindę do swojego mieszkania, a po miesiącu wypuścił na wolność. Jedyną pamiątką po kocie są ślady jego brudnych łapek po tym, jak ojciec rzucił nim "za karę" o ścianę w kuchni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
uuh...emocjonalny wstrząs tu przeżyłam
OdpowiedzUsuńwięc będę gościć już tu zapewne...także szykuj obiecaną kawę i pączki :)
pozdrawiam
a.