2010/04/30

smródka

Pamiętam jak Mariusz wieczorami wyciągał mnie na spacery po osiedlu. Czasami brał Sabę, chorego Rottweilera. Czasami proponował piwo, obowiązkowo ulubione Królewskie. To on nauczył mnie błyskawicznego picia - "Szybko, szybko, za 3 minuty Marta będzie na gadu-gadu."
"Smródka" może nie jest najpiękniejszym pseudonimem Potoku Służewieckiego, ale przyjemnie siedziało się nad nią na tych rurach.

2010/04/29

wyścigi konne na służewcu

Pamiętam jak spędzałam tam każde wakacje. Tereny "zza muru" znam jak własną kieszeń. 10 lat temu był tam jeszcze zielony garaż przy bramie nr II, szereg kurników i waga dla koni. Coś zakuło mnie w sercu, gdy zobaczyłam też brak huśtawki na polanie, obok ogródka mojej babci. Ważne posągi mojego dzieciństwa znikają wraz z uderzeniem młotka, lub nową warstwą farby olejnej.
O Wyścigach będzie jeszcze dużo. To miejsce jest jedną, wielką, tętniącą "klatką".

2010/04/28

spacery

Pamiętam jak brałam udział w wieczornych spacerach w tym gronie. Jedyny moment w ciągu dnia, kiedy schodziło się z ringu w zatłoczonym mieszkaniu - taka przerwa w walce. Gorzkie i bardziej szczerze rozmowy. Gwiazdy na niebie, szumiące drzewa i biegający pies. Trochę to już niewyraźne.

2010/04/27

park saski

Pamiętam jak największą radość sprawiały te śmiesznie skaczące wróbelki, które wyjadały pokruszone "słodkie szyszki" prosto z ręki. Sandały pod ławką, wata cukrowa i kłębiaste chmury na niebie.

2010/04/26

plac zabaw

Pamiętam jak plac zabaw to było 100% drewna. Piaskownica, wiecznie oblegana huśtawka i nieśmiertelna ciuchcia z trzema wagonikami. Najwięcej adrenaliny dostarczał odważny skok z wysokiej na pół metra lokomotywy.
Nowe, kolorowe place zabaw wzbudzały sensację i entuzjazm. Szybko jednak ustępowały rozczarowaniu, które towarzyszyło niekończącym się naprawom plastikowych zabawek.

2010/04/23

plac piłsudskiego

Pamiętam jak Plac Piłsudskiego ciągnął się po horyzont. Mając metr dwadzieścia wzrostu ciężko było stawić czoła Warszawie.
Dodatkowe pół metra tego nie zmieniło, moje miasto nadal jest wyzwaniem.

2010/04/20

kabaty

Pamiętam jak trzymałam moją zieloną spinkę na grzywce przy każdym wejściu do wagonu metra. Panicznie bałam się, że zsunie się z włosów i wpadnie pod pociąg. W '95 metro jeździło jakby szybciej, wiatr przyjemnie gładził twarz, ludzie oglądali wnętrze wagonu - nie było wtedy reklam i Infoscreenów.
Stacja Kabaty znajdowała się na trzecim końcu świata. Był tam las, hipermarket Hit i kiełkujące drogie osiedla.

2010/04/18

pętla

Pamiętam jak mama zawsze zabraniała mi samej tam chodzić.
Okolice pętli tramwajowej przy Wyścigach może nie należały do najurodziwszych, a rozpadające się schody kładki nad ul. Rzymowskiego wzbudzały panikę przy próbie przedostania się na drugą stronę, ale okolica była niewątpliwie interesująca. O dziwo nikt mnie nigdy tam nie pobił, nie okradł, nie zrzucił ze wspomnianej kładki, jak mama obiecywała.
To jeden z ostatnich zielonych terenów, na którym nie buduje się jeszcze 10 piętrowca. Tramwaje zataczają kółeczka, schody nadal straszą, samochody gnają przez wiadukt. Czas się tam zatrzymał, wszystko jest tak samo stare, jak kiedyś.
Mama weszła w kadr.