2010/10/31

wyścigi konne na służewcu #4

Pamiętam jak oglądanie gonitw było w standardowym pakiecie weekendowym. Tata wpierw pokazywał mi uczestniczące w wyścigu konie i kazał wybierać najładniejsze. Lubiłam te złoto-brązowe i szare w plamki - oczywiście fachowe określenia typu "kary", "gniady" lub "wroni" niewiele mi mówiły.
Jeszcze zanim Służewieckie Wyścigi zbankrutowały do bólu, za wstęp na gonitwy nie trzeba było płacić 5 zł, a na VIP-owską trybunę mogłam wejść, gdy tata zamienił tylko słowo z ochroniarzem. Przez zbity tłum przebijaliśmy się w stronę barierek, aby obserwować efektowny finał wyścigu. Przecież córeczka tatusia musiała zobaczyć czy jej złoto-brązowy koń wygrał.

2010/10/17

wisła

Pamiętam jak nad horyzontem palił się świat, a w klatce piersiowej moje serce. Czerwcowy zachód słońca nad Wisłą był wtedy jak kpina, splunięcie w twarz. Autobus, który zawoził mnie do domu, okazywał się jednak zawsze kołem ratunkowym.
Wisła nierzadko bywała świadkiem moich porażek.

2010/10/16

olga

Pamiętam jak długie blond włosy huśtane przez nadmorski wiatr obijały się o jej policzki. Siedziała na białym piasku wraz z dwoma towarzyszami rozmowy. Chociaż wydawała się być niezainteresowana spotkaniem, dzisiaj wiem, że było to dla niej i jej młodszego brata wyjątkowo ważne wydarzenie. Miałam ją poznać dopiero w dwa tygodnie później, już na warszawskiej ziemi, bez morza, bez mew i bez słonecznej plaży.
Ta klatka jest tak krótka, jak mrugnięcie oka. Piękna dziewczyna o słowiańskiej urodzie, którą pierwszy raz przypadkiem zauważyłam w wakacyjnej scenerii, stała się wkrótce po tym jedną z ważniejszych osób w moim życiu, którą zapamiętam na zawsze.